Grudzień 2017
Życie Mamyszostki to wielowątkowość wielowarstwowa. Nawet jeśli podzielę się jedną znaczącą sprawą, każdy dzień przynosi ich kilka. Komórka grzeje się od wiadomości odbieranych w przerwach w pracy, planowanie wypełnia co najmniej 1/3 dnia, reszta to praca, realizacja planów i zobowiązań, prasówka i od czasu do czasu przygotowanie jakiejś ciepłej strawy (w tym roku cała młodzież szkolna ma ogarnięte obiady w szkołach - i to był bardzo dobry plan). Sprawy urzędowe, wizyty u lekarzy specjalistów - nie zawsze jestem, ale zawsze wiem i mam kontrolę. Późną nocą czas na sen. Czasami przychodzi refleksja - nigdzie nie zmieszczę tu niczego dla mnie... Nigdzie nie wcisnę wyjścia do kina, żeby nie nawalić z planem. No dobra, zmieściłam raz. I trzy wyjścia na kawę. I jedno do Muzeum Karykatury oraz jedno do papugarni (taki bilans listopada). Ale realizacja planu została mocno nadwyrężona. Nie to, że narzekam. Po prostu tak jest i jak pomyślę, to trochę mi z tym ciężko, ale głównie z powodu myślenia. Ktoś, kto jest wtedy skazany na moje towarzystwo, siłą rzeczy wpada w ten roller-coaster otaczających mnie wydarzeń, choć przysięgam, nie odbieram KAŻDEGO telefonu! Kiedy o tym pomyślę, jest mi trochę nieswojo. Zupełnie nieświadomie dzielę się z ludźmi moim światem niczym reklamą środków na potencję. Nie to, że one zupełnie nie są potrzebne, ale takie epatowanie może poruszać niewłaściwe obszary kory mózgowej.
A potem przychodzi kilka sukcesów. Poza zawodowymi, które skrótowo zawrę w dwóch komentarzach: "Proszę pani, ale dziś był fajny angielski" "Proszę pani, ja panią kocham I się z panią ożenię", te rodzinne. Dwoje studentów UW układa konkretne życiowe plany. Tym razem się uda. Biotechnologia i MSOŚ. Nasze 102-metrowe mieszkanie staje się przestrzenią badań naukowych (studentka bada wkurzające nas grzyby). Licealista zgarnia nagrody. Licealistka odnajduje się w życiu. Najmłodsi zaczynają dbać o siebie nawzajem. Od kilku tygodni jest nas na jakiś czas znów ośmioro w kolejce do łazienki i w bojlerze brakuje ciepłej wody, ale wczoraj triumfalnie zabrzmiało "Podpisaliśmy umowę najmu!" z ust prawie dwudziestolatka i jego dziewczyny.
I wiem, że wyfruną, choć nie mam pojęcia jak z tym będę się czuć. Oprócz tego, że siódmoklasista będzie mieć pokój dla siebie i zwolni się gościnna kanapa w salonie, a ciepła woda nie skończy się, gdy zaczniesz brać prysznic.
W kalendarzu brakuje miejsca na zapisanie ważnych spraw do załatwienia, a za chwilę święta. Linoryt prosi, by go skończyć, akwarele śnią się po nocach. Pewnie i tak wygra rozsądek i stanowczość, ale przyznaję się, że czasami mój duch w postaci niefrasobliwej nastolatki szwęda się po warszawskich ulicach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz