Sierpień 2017
Rzeczywistość ma słony smak
Prawie przestałam oddychać. Dwa lata temu.
Serce wpadło w arytmię, niedopilnowane, nieposłuszne. Niewidoczny jak źdźbło trawy ból przeszywa bez blizn. Nie spostrzeże nikt, musiałby ucho przyłożyć.
Przez lata karcący wzrok i słowa uczyniły służalczość cechą nabytą, rutyną - tak jak uległość z psią miną i uszy po sobie. Posłuszeństwo i cierpienie w milczeniu przygniatały jak skała, wylewała się kreatywność spomiędzy palców. Nieokiełznaniem.
Serce karmione miodem, muzyką, poezją, teatrem, owocami i nadzieją przestało boleć gdzieś przez chwilę dostrzegłszy kawałek nieba, a może tylko jego odbicie w okiennej szybie.
Ptak wspomnień i wolności zatrzepotał nerwowo skrzydłami poznawszy znajomy widok.
W domu, gdzie nie wolno było się śmiać, promień słońca zatańczył i łaskocząc powieki wytrącił wszystko z równowagi.
Doskonałość dmuchawca rozpękła się pod muśnięciem wiatru. Każda jego część jest odrębną całością. Dziedziczną. Ze służalczością i karcącym wzrokiem, posłuszeństwem i cierpieniem, nieokiełznanością i kreatywnością, wolnością i zniewoleniem.
Czy to były łzy szczęścia czy pozostałość tych niewypłakanych? Słone niczym krople miotane wiatrem na Helu.
Czas chwycić ster w dłonie a jod w płuca. Nie da się odwrócić biegu wydarzeń, cała wstecz nie pomoże, zaś horyzont jest tylko pozorny.
Serce wpadło w arytmię, niedopilnowane, nieposłuszne. Niewidoczny jak źdźbło trawy ból przeszywa bez blizn. Nie spostrzeże nikt, musiałby ucho przyłożyć.
Przez lata karcący wzrok i słowa uczyniły służalczość cechą nabytą, rutyną - tak jak uległość z psią miną i uszy po sobie. Posłuszeństwo i cierpienie w milczeniu przygniatały jak skała, wylewała się kreatywność spomiędzy palców. Nieokiełznaniem.
Serce karmione miodem, muzyką, poezją, teatrem, owocami i nadzieją przestało boleć gdzieś przez chwilę dostrzegłszy kawałek nieba, a może tylko jego odbicie w okiennej szybie.
Ptak wspomnień i wolności zatrzepotał nerwowo skrzydłami poznawszy znajomy widok.
W domu, gdzie nie wolno było się śmiać, promień słońca zatańczył i łaskocząc powieki wytrącił wszystko z równowagi.
Doskonałość dmuchawca rozpękła się pod muśnięciem wiatru. Każda jego część jest odrębną całością. Dziedziczną. Ze służalczością i karcącym wzrokiem, posłuszeństwem i cierpieniem, nieokiełznanością i kreatywnością, wolnością i zniewoleniem.
Czy to były łzy szczęścia czy pozostałość tych niewypłakanych? Słone niczym krople miotane wiatrem na Helu.
Czas chwycić ster w dłonie a jod w płuca. Nie da się odwrócić biegu wydarzeń, cała wstecz nie pomoże, zaś horyzont jest tylko pozorny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz