21 września 2018
W drodze do Torunia
Odbudowanie w sobie uczuć i umiejętności, które zanikły jest jak wyhodowanie uciętej kończyny. Kiedy człowiek przestał już wierzyć, że będzie sprawnie posługiwać się istotnym i dającym pełną autonomię fragmentem ciała, a w najlepszym razie miewa nadzieję na jakąś protezę, namiastkę, która pozwoli mu funkcjonować przynajmniej pozornie, w pierwszej chwili odrzuca myśl, że niepozorny zarodek może przekształcić się w pełnosprawną rękę czy nogę. Najpierw traktuje kiełkujące zawiązki z dystansem i podejrzliwie. Może nawet żartuje z ich niemowlęcej niewinności i chaotyczności. Skrupulatnie odlicza czas, gotów ze spokojem przyjąć diagnozę "Przykro nam, nie udało się".
Po okresie przyzwyczajania się, przychodzi czas pierwszych prób. Mózg wysyła impuls, ten biegnie we właściwą stronę i powoduje że nowa kończyna zaczyna nas słuchać. Wszystko jedno, czy jest to zaufanie czy radość, poczucie bezpieczeństwa czy wewnętrzny spokój. To się dzieje. Człowiek z niedowierzaniem przygląda się drobnym dziecięcym palcom, które z każdym dniem nabywają sprawności i precyzji. Przestaje zwracać uwagę na kalendarz i upływający czas. Fascynacja nie pozwala mu jeszcze porównywać różniących się kończyn - dominuje zachwyt nad tą młodocianą, który udziela się całemu organizmowi. Umiem! Potrafię! Mogę!
Dopiero w kolejnej fazie przychodzi moment refleksji, gdy spojrzenie na dawne blizny po skaleczeniach i oparzeniach pozwala wykształcić zachowania, które pozwolą uniknąć kolejnych.
Docenienie faktu, że to co się zdarzyło jest absolutnie wyjątkowe buduje nowe nadzieje, wlewa świeże soki, zmienia myślenie. Czas na jakiś okres przestał istnieć, ale teraz liczy się podwójnie, bo ważne staje się, by go nie zmarnować. Słońce jeszcze nie zaszło, więc cieszmy się jego widokiem.
Po okresie przyzwyczajania się, przychodzi czas pierwszych prób. Mózg wysyła impuls, ten biegnie we właściwą stronę i powoduje że nowa kończyna zaczyna nas słuchać. Wszystko jedno, czy jest to zaufanie czy radość, poczucie bezpieczeństwa czy wewnętrzny spokój. To się dzieje. Człowiek z niedowierzaniem przygląda się drobnym dziecięcym palcom, które z każdym dniem nabywają sprawności i precyzji. Przestaje zwracać uwagę na kalendarz i upływający czas. Fascynacja nie pozwala mu jeszcze porównywać różniących się kończyn - dominuje zachwyt nad tą młodocianą, który udziela się całemu organizmowi. Umiem! Potrafię! Mogę!
Dopiero w kolejnej fazie przychodzi moment refleksji, gdy spojrzenie na dawne blizny po skaleczeniach i oparzeniach pozwala wykształcić zachowania, które pozwolą uniknąć kolejnych.
Docenienie faktu, że to co się zdarzyło jest absolutnie wyjątkowe buduje nowe nadzieje, wlewa świeże soki, zmienia myślenie. Czas na jakiś okres przestał istnieć, ale teraz liczy się podwójnie, bo ważne staje się, by go nie zmarnować. Słońce jeszcze nie zaszło, więc cieszmy się jego widokiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz