18 lipca 2018
WarszawaŚwiadomość, że to nie jest dobry czas na coś lub, że to jest właściwy czas, pojawia się nagle i znienacka.
Pociąg do Krakowa Głównego minął Miechów, co nieśmiało zauważyłam, a wtedy R., prowadząca płocki „Teatrzyk na Jednej Nodze” jednym dziarskim skokiem wydostała się na korytarz i wykrzyknęła teatralnym głosem „Ależ ja tu muszę wysiąść!”. Był senny środek lipcowej nocy 31 lat temu, krzyk jednak wywabił konduktora, który uprzejmie poprosił nas do przedziału i wyjąwszy swój kajecik, spokojnie wytłumaczył, że w Miechowie zatrzymują się pociągi jadące przez Kraków Płaszów, po czym znalazł nam jakieś nieprawdopodobne połączenie wymagające maratońskiego biegu w środku nocy przez krakowskie perony. Ale zdążyłyśmy, wprawdzie w ostatniej chwili osiągając płaszczyznę peronu i prawie zatrzymując pociąg w biegu.
Masywna i dająca poczucie bezpieczeństwa postać mojej przewodniczki, w towarzystwie której odbywałam tę podróż, bez wahania ruszyła w stronę drzwi przedziału, za którymi drzemał dwudziestoparoletni, najwyżej trzydziestoletni właściciel oczu, które od chwili, gdy nasz wzrok się spotkał, niemal nie traciły z moimi kontaktu.
W przedziale zaczęła się toczyć rozmowa, zagajana przez R. - ubarwiona lekką nutką humoru krótka historia naszych podróżniczych przygód - lecz nie przerwała ani na chwilę dialogu, który toczył się między naszymi oczami. Kiedyś, gdy miałam prawie 17 lat, pewnie przytoczyłabym ją w sposób podobny jak zrobił to Makuszyński w „Szatanie z siódmej klasy” (do dziś zastanawiam się jak wyglądały "fiołkowe oczy" Wandzi) - dziś, gdy zatarły się w pamięci gesty i ruchy, a nawet rysy twarzy i kolor kędziorków mojego rozmówcy, pamiętam tylko setki, a może tysiące myśli, które wtedy przebiegały mi przez głowę, szybciej niż nasz pociąg zmierzał w upragnionym kierunku. Kimże ja byłam, wpatrzony we mnie poeto oczu? Nastolatką bez świadomości, która nawet nie była jeszcze w przedsionku swojego kobiecego życia, zauroczona twoim spojrzeniem. Twój wzrok mówił wszystko, czego może pragnąć kobieta – byłeś tak oczarowany, że chyba się zarumieniłam. Żadne z nas nie miało śmiałości wykonać gestu, który przedłużyłby znajomość poza kilka miniętych stacji, choć R. na chwilę wyszła z przedziału, żeby sprawdzić, czy dojeżdżamy do naszego miejsca przeznaczenia. Był w tym spojrzeniu i zachwyt i żal, nieśmiałość i pewność, że jeśli ktoś z nas nie wykona kroku, nasze drogi rozejdą się raz na zawsze. Powiedziałam ci o tym, wysiadając z przedziału, a ty miałeś tego świadomość. Tak rozmawiały jednak tylko nasze oczy.
Dziś, znając tysiące spojrzeń, mając za sobą kawał życia i flirty przeróżne i podchodząc do codzienności w sposób liryczno-prześmiewczy, nawet przez moment nie spodziewałam się, że chwila mogłaby się powtórzyć, bo przecież „nic dwa razy się nie zdarza”. Dwa razy – nie. Zdarza się tylko raz. Inne oczy, ale spojrzenie przypomniało mi historię sprzed lat. Był w nim i zachwyt i żal, nieśmiałość i pewność ... ale był czas, kiedy można zrobić ten krok, by do dialogu oczu dołączyła wymiana słów, poetyckie żarty, obecność na koncercie lutniowym i całonocny spacer ze zmieniającym się w tle zachodem słońca na bulwarach, pełnią księżyca, wschodem słońca, syrenką Nitschowej odwróconą do nas ponętnym tyłem, a Woydygową z dyplomatycznie zamkniętymi oczami. Był głos, którego brzmienie koiło niemiarowe uderzenia serca i budziło taki spokój i ufność...
Tyle razy i tyle spacerów tymi samymi ścieżkami można przejść w kilku miastach – w Płocku, Krakowie, Zakopanem, Warszawie i po tych samych ulicach - i nie spotkać się. Można czytać te same książki, patrzeć na te same gwiazdy, oglądać te same filmy, słuchać tej samej muzyki, dawać się porywać tej samej poezji – i się nie zauważyć. Aż któregoś dnia przychodzi ten moment, że wiesz, że jeśli teraz nie wykonasz gestu, kroku, to na pewno więcej nasze drogi się nie przetną. Tak, właśnie teraz - w piątej dekadzie życia i tu gdzie „Wisła toczy swoje MĄDRE fale”.
Cytaty z Makuszyńskiego, Szymborskiej oraz "Cafe pod Minogą", fotografia najpiękniejszej (zdaniem Mamyszóstki) Warszawskiej Syrenki - Bartosz Morąg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz