sobota, 8 października 2022

BILET NA DALEKĄ PODRÓŻ



Wszelkie ważne zmiany w życiu można porównać do podróży. Podróż oznacza gotowość na zmiany. Najpierw kupno biletu, potem przygotowania, pakowanie i ten dreszczyk emocji przed czymś nowym, nieznanym. Nie wszystkie podróże są miłe. Ta na pewno nie. Ale kiedy czekamy z biletem w dłoni, w hali odlotów, po odprawie - dociera do nas, że przekroczyliśmy pewną granicę i w zasadzie podróż już się zaczęła. 

W sądowym korytarzu widać drobną bladą kobietę. Zaciska palce na telefonie, rozgląda się nerwowo. Na wokandzie wyświetla się jej nazwisko. Parę metrów dalej, w tym samym korytarzu widać siedzącego mężczyznę. Szeleści dokumentami, ciężko oddycha. Wokół słychać kroki, rozmowy, zwykłe odgłosy dnia w tym miejscu. 

Ona jest sparaliżowana strachem. Nie wie, czego się spodziewać. Czuje smutek. Imiona i nazwiska na wokandzie wyglądają jak nekrolog. Ktoś był, ale go nie ma. Był związek, ale umarł. Czas rozliczyć się ostatecznie, dostać oficjalny akt zgonu małżeństwa. Nic więcej. 

Życie będzie toczyć się dalej. Za chwilę. Tymczasem w małej przestrzeni sądowego korytarza przed dwuskrzydłowymi drzwiami sali rozpraw ona, skurczona w sobie, stara się miarowo oddychać i nie oglądać się wstecz. Ani na boki. 

Aby miała siłę tu przyjść, musiała nauczyć się żyć inaczej. Dla siebie. Przez kilka lat budowała bezpieczną dla siebie przestrzeń. Tę, w której mogła myśleć i mówić o sobie, dla siebie, dzięki sobie i w swoim interesie. Przestawała być przeźroczysta. Zaznaczała i potwierdzała swoją obecność w świecie, który ją otacza. 

Poznawała setki nowych ludzi. Uczyła się dokonywać szybkich wyborów, podejmować decyzje pod presją czasu i okoliczności. Nauczyła się nawiązywać relacje. Inne niż kiedyś, pełniejsze - w pracy i poza nią. Nauczyła się prosić o pomoc. Przestała polegać wyłącznie na sobie. Zaczęła chodzić na terapię. Przestała bać się, że znajdzie się w sytuacji, kiedy strach odbierze jej oddech, głos i zdolność logicznego myślenia. 

Ale teraz, w tej właśnie chwili, na ułamek minuty przed otwarciem się drzwi sali rozpraw, poczuła jak zamykają się wszystkie, jeden po drugim aktywne obszary jej mózgu. Kilkadziesiąt najdłuższych sekund w ciągu tych kilkunastu minut w sądzie. Niecała minuta oczekiwania na odebranie telefonu przez pełnomocniczkę trwała setki tysięcy lat, w ciągu których paniczny strach zmieniał ludzki mózg w gadzi, zdolny wyłącznie do najprymitywniejszych odruchów jakimi są atak i ucieczka. 

Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. 

Jest sama, ale przecież nie będzie. 

Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. 

Żal i smutek, że każda z najbliższych osób, która obiecywała wsparcie, teraz, w tym najważniejszym momencie wycofała się. 

Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wdech. 

Oddycha normalnie. Jeszcze trzy czy cztery lata temu nie byłaby w stanie opanować ataku paniki, który powodował, że zapominała oddychać. Mimo wszystko jest to duży sukces. 

Wdech. Wydech. 

Przypominają się te wszystkie wczorajsze i dzisiejsze ciepłe słowa powodzenia od najbliższych i dalszych. 

Wdech. 

Znajomy dźwięczny głos w telefonie zapewnia ją, że już za chwilę ktoś będzie reprezentował jej interesy. Poszatkowane myśli w głowie opadają wielobarwnym konfetti. 

Wydech. Wdech. 

Podróż już się zaczęła. 

Po drodze właśnie zaplanowano międzylądowanie, ale to nie szkodzi. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz