sobota, 23 września 2017

Każdy ma robala

15934380_365957727113122_1706508995_n

U jednych jest większy, u innych mniejszy. Może być ukryty i nagle ujawnić się w najmniej oczekiwanych okolicznościach.

Mój jest spory. Jak ten znaleziony w Yulara, w samym środku upalnej Australii.

Podróż na Antypody była największym marzeniem od czasów nastoletnich, marzeniem skrywanym, tęsknotą, którą znali tylko nieliczni. I gdyby ci nieliczni, pewnie nigdy by do niej nie doszło.

Przez wiele lat opowiadałam o tym co wyczytałam, przemyślałam, wyobrażałam sobie. Dzieliłam się bez cenzury. Wylewnie, naturalnie, bez ograniczeń. O Australii i nie tylko. Zrealizowane marzenie wiele we mnie zmieniło. Przede wszystkim - znalezienie się tak daleko geograficznie (bo fizycznie nieco bliżej - najkrótsza droga przez środek Ziemii), a zarazem na samym szczycie pragnień, zmieniło moją perspektywę spojrzenia na całe życie.

Nie jestem pewna jak mój blog ten, ale również ten wcześniejszy był odbierany przez czytelników. Wylewnie opisywał zdarzenia i przemyślenia - nawet najbardziej osobiste. W internetowej przestrzeni znalazłam lukę, która samoistnie wypełniała się autentycznymi fragmentami życia, bezpośrednio i bezkrytycznie. Każdy ma robala, który go gryzie. Mojego pokazywałam jak w szklance - osaczonego, wyjętego ze środowiska naturalnego, gołego i bezbronnego.

Robal w środowisku naturalnym nie jest bezbronny. Wgryza się, żyje, bytuje. Jest elementem każdego dnia, każdej czynności i każdej myśli. Kiedy odseparujemy robala, można mu się przyjrzeć - zbadać jego zjadliwość, ocenić wielkość, możliwości i potencjał życiowy i energetyczny.

Wyjąwszy robala, musiałam przestać pisać na jakiś czas. Wszystko miało jego łapki, pancerzyk i czułki. Źle się z tym czułam. Minęło pół roku nim wróciłam do australijskich wspomnień. Robal wypuszczony z klimatyzowanego pomieszczenia trafił na blisko czterdziestostopniowy upał. Na pewno przeżyje. Znajdzie sobie inny przytulny pokoik.

A ja wracam do pisania. Stay tuned :)