czwartek, 1 grudnia 2016
Herbata po indyjsku i pierwszy śnieg
Pewne rzeczy wydają się tak normalne, że aż trudno sobie wyobrazić, że mogłoby ich nie być lub mogłyby wyglądać inaczej. Jak śnieg późną jesienią czy zimą. Jak hydraulik, który na pewno solidniej zrobi coś za flaszkę. Jak tradycyjna rodzina: mama, tata, dzieci. Jak rodzinne święta. Jak smak rozgrzewającej herbaty w lodowaty andrzejkowy wieczór. Nasiąkamy wzorcami. A potem je powtarzamy, powielamy i ... w ten sposób tworzy się tradycja. Od tradycji do stereotypów już niedaleko. Bo jeśli tradycja, to "tak robią wszyscy". A jeśli "wszyscy", to ty też.
Otwór w ścianie miał 8 na 30 centymetrów zamiast przepisowych 20 x 30. W wąskiej luce między płytkami w świeżo odremontowanej łazience tkwiły nieśmiało wychylające się dwa wodomierze do wymiany. Hinduscy lokatorzy nie mówili ani słowa po polsku. Hydraulicy - ani ćwierć słowa po angielsku.
- Proszę, postarajcie się, panowie, żeby nie było żadnych zniszczeń.
Hydraulicy zmotywowani "procentową" andrzejkową niespodzianką wyrobili się w kwadrans nic nie tłukąc, nie obijając, nie skuwając. Dyskretnie wywiązałam się ze swojej części umowy. Hindusi nawet nie zauważyli, że panowie wyszli wzbogaceni o dwie "Żołądkowe". Z jednej strony ulga, z drugiej jakby wstyd.
Lokatorzy zadowoleni, że już po robocie, zaprosili mnie i Najstarszego na herbatę. Beżowy gorący płyn z białą pianką na wierzchu parował rozsiewając korzenny aromat. Kubek był tak gorący, że nie wiedziałam jak się napić, żeby posmakować.
Sachith błysnął zębami w uśmiechu i głośno siorbiąc zachęcał do skosztowania: "It's Indian tea. It's entirely different." Pierwszy łyk poparzył mi język. Aromatyczna ciecz była słodka jak ulep i przyjemnie rozgrzewała. Najstarszy skoncentrował się na dmuchaniu.
Hindus, który już trochę przebywał w Europie zwrócił uwagę, że mamy zupełnie inne zwyczaje. W jego ojczyźnie pić należy głośno. Jeść też. A w Europie - nie wydaje się dźwięków. Pociąga przy tym znacząco solidną ilość herbaty z mlekiem z wybitnie głośnym siorbnięciem.
Gorący płyn przywraca energię. Za chwilę wyjdziemy na śnieg i wiatr, ta herbata naprawdę dobrze nam zrobi, choć słodka nieprzyzwoicie wręcz. Udaje mi się nawet "kulturalnie po hindusku" siorbnąć raz czy dwa razy. Wygrywam z Najstarszym zmagania na jak najszybsze opróżnienie kubka.
Sachith wychodzi z nami - jedziemy razem do centrum. Usta mu się nie zamykają - powoli przyzwyczajamy się do jego Indian English. Chłopak opowiada o południowych Indiach, a nas wypytuje o Europę. Zwraca uwagę na różnice - w rozwoju, w architekturze, w zwyczajach. Chętnie opowiada o swoim kraju. Zaprasza. "It is beautiful. If you want to go to India I can arrange everything". W drodze na przystanek zgarnia z samochodu garść śniegu i zaczyna ugniatać w dłoniach. Widząc nasze rozbawione spojrzenia tłumaczy, że to jego pierwszy śnieg. W autobusie zakłada kaptur na głowę, spuszcza wzrok i milknie, jakby chciał wtopić się w tłum, nie istnieć. Ja drugi raz w tym dniu zaczynam się wstydzić stereotypów. Jedziemy tak w tłoku kilka przystanków. Dopiero gdy większość pasażerów opuszcza pojazd i możemy na trochę usiąść, Najstarszy i Sachith siadają obok siebie kontynuując przerwaną na przystanku rozmowę. Wyciągają komórki - chwila i już są znajomymi na fejsie.
Zerkam i ja w komórkę. Próbna matura z WOS-u i "tradycyjna rodzina" powoduje, że nie chcę tu być, chcę zniknąć, wtopić się, nałożyć kaptur i udać, że nie istnieję. A potem patrzę na śnieg. Przypominam sobie słowa Sachitha, że w Indiach dostać wizę do Europy to cud. A on - tu, w Europie, studiując jakiś biznesowy kierunek - ma plan - w ciągu dwóch lat zwiedzić wszystkie kraje strefy Shengen. I cieszyć się tym śniegiem.
Jeszcze raz czytam artykuł. Na miejscu obiektywnego maturzysty lub maturzystki zwróciłabym uwagę na fakt, że w tradycyjnej rodzinie jest dwoje rodziców, a nie tylko jedno. Singiel czy singielka z dzieckiem mimo wszystko tradycję burzy. Oraz, że tradycyjnie na pewno oboje rodzice pracują. Jeśli pracują poza domem - to dzieckiem zajmuje się zaufana osoba - babcia lub dziadek. Ewentualnie sąsiadka, ciocia, syn koleżanki, który studiuje pedagogikę - whatever. A skoro na obrazku przedstawiającym nietradycyjną rodzinę jest ciepły letni dzień i piękne okoliczności przyrody, niemowlę słodko drzemie - to tatuś, który nie czyta, nie drzemie po wyczerpującej pracy, nie gapi się w komórkę, nie sączy browara ani nie ma przy sobie laptopa i nie pracuje zdalnie, opiekując się kilkumiesięcznym bobasem, prawdopodobnie jest bezrobotny i utrzymuje się z 500+, a to zdecydowanie do tradycji w polskiej rodzinie nie należy.
Albo wyjście bezpośrednie. Kto komu zrobił to zdjęcie? Jest dosyć prawdopodobne, że mama dziecka. To nie jest tradycyjna rodzina. W tradycyjnej rodzinie już nie fotografuje się ojców przy każdej nadarzającej się okazji, ponieważ żyjemy w czasach w miarę stabilnych - bez zagrożeń wojennych. W tradycyjnej rodzinie nie fotografuje się już mężczyzny w sytuacjach, które mogą grozić katastrofą. Ponieważ mężczyźni nie giną tak często na wojnie jak kiedyś, tradycją stało się, że fotografowani są wyłącznie w sytuacjach, które do wspomnień rodzinnych wniosą jednoznaczny pozytywny pokojowy przekaz, a widok mężczyzny pochylonego nad wózkiem niemowlęcia takim nie jest (tu można przytoczyć opis obrazka przedstawionego poniżej), mimo najszczerszych intencji autora lub autorki zdjęcia.
W tradycyjnej rodzinie fotografuje się matki - przy każdej nadarzającej się okazji, dokumentując ich niefinansowany w żaden sposób wpływ na rozwój gospodarki i kultury kraju. Matki zatroskane i szczęśliwe. Zmęczone i wypoczęte. Matki po nieprzespanej nocy i w napadzie furii. Matki w wymiętych podkoszulkach i powyciąganych dresach oraz w sukniach wieczorowych. Matki zajmujące wózkami cały chodnik i te, ochlapane breją śniegową przez przejeżdżające samochody. Matki zasypiające przy laptopie nad ranem w połowie nieskończonego projektu czy tłumaczenia. Matki zdobywające wyróżnienia i nagrody. Matki pracujące z dzieckiem. Matki karmiące piersią niemowlęta w parku na ławce, w restauracji i w kościele.
Nie wiem, czego Hindusi dodają do tej herbaty, ale to naprawdę wyzwala. Jak pierwszy w życiu śnieg.
Subskrybuj:
Posty (Atom)